Nocna zmiana.
Zawsze mówiłem, że to nie dla mnie, ale cóż, rachunki się same nie zapłacą.
Pierwsza godzina – okej, można wytrzymać.
Druga – kawa zaczyna działać.
Trzecia godzina – kawa już przestała działać, a ja zaczynam gadać do drukarki.
Czwarta – próbuję zaprzyjaźnić się z automatem do kawy, który odmawia współpracy.
Piąta godzina? Na tym etapie jestem przekonany, że monitor się na mnie gapi.
Może nawet coś planuje. Chyba widzę więcej niż trzeba.
Zegar wskazuje szóstą, a ja już układam teorie spiskowe o spisku biurowych urządzeń.
Mają na mnie oko.
„Jeszcze jedna zmiana” – obiecałem sobie, czując, że zasnę.
Albo dogadam się z drukarką.
© Artbook
Mój pierworodny wymyślił ostatnio taką nocą zmianę. 🫣 Mówił, że da radę (studiować i pracować), dopóki nie zaczął zasypiać za kółkiem.
OdpowiedzUsuńNiektórzy muszą przekonać się na własnej skórze.🤷♀️
Dla mnie to nie jest naturalny stan rzeczy. W nocy się śpi, w dzień pracuje. Taka praca nie jest dla wszystkich, a już na pewno nie na stałe.
No, to fakt, nie dla wszystkich nocna zmiana, to dobra zmiana 😉 Zresztą nie od dzisiaj znamy 'porannych ptaszków' i 'nocnych marków', co wskazuje na różne funkcje naszych organizmów. Jeden od lat wstaje o wczesnej porze, a drugi nie ma problemu z nocną zmianą 😉W każdym razie nie ma co przesadzać ani w jedną, ani w drugą stronę...
UsuńWiadomo, każdy ma swoje racje, przyzwyczajenia i potrzeby finansowe. No i czasem trzeba pracować na drugą zmianę, choć to nie jest łatwe. Powodzenia życzę.
UsuńPozdrawiam! ☺️🖐️
UsuńJa jestem typem sowy, która nocą zaczyna dopiero funkcjonować tak, jakby tego chciała w dzień, więc dla mnie takie mocne zmiany nie są straszne.
OdpowiedzUsuńUmarłabym, szczególnie iż jestem ranny ptaszek, o 4 rano zaczynam dzień nawet w urlop ;)
OdpowiedzUsuń